Dziś chciałam do Was napisać post tematyczny, i tak się stanie, tylko najpierw może troszkę o sprawach.. y.. nietematycznych? Uznajmy, że tak :D
Otóż sprawa ma się tak, że jak już wspominałyśmy, podzielimy tydzień na dni, kiedy pisze Madzia i kiedy pisze Emila. Udało nam się tego dokonać dzisiaj, na jednej z przerw (brawo my ;) Więc zważając na nasze lekcje i godziny, kiedy je kończymy... Wyszło coś takiego:
Madzia - pisze w poniedziałki, środy i piątki
Emila - pisze we wtorki, czwartki i soboty
Oczywiście chodzi o to, żeby nie zaniedbywać w żaden sposób bloga i żeby codziennie post się pojawiał, ale nie ma jakiegoś zakazu pisania nam w te dni, kiedy to nie my powinnyśmy pisać. Jak Madzia chce napisać coś do Was we wtorek - proszę, niech pisze, żaden problem, nawet przeciwnie! ;)
W niedzielę piszemy obie. :)
Także to była taka sprawa mini-organizacyjna.
Teraz może cosik o rozpoczęciu roku i pierwszym dniu w szkole?
Tak, jak się spodziewałam, rozpoczęcie nie było jakimś wielkim szokiem, nic ciekawego się nie dowiedziałam, może oprócz planu lekcji. Nie jest on w sumie najgorszy, lepszy, niż się spodziewałam.
Może zauważyliście, ale jakoś z niespecjalnym entuzjazmem piszę o mojej szkole. Po prostu.. Po prostu nie wielbię jej. Tak, jak wielbiłam moją podstawówkę. Tu nie trafiłam na najlepszą klasę w dziejach, owszem, jest kilka osób, z którymi naprawdę dobrze się dogaduję i których nie zamieniłabym na żadną inną klasę, ale reszta... No cóż.
Tak samo mam z nauczycielami. Jest naprawdę niewielu takich, którzy potrafią mnie naprawdę zaciekawić przedmiotem, za którym może nie przepadam. Na niektórych lekcjach nauczyciel gada i każe nam pisać i lekcje są strasznie nudne. Ale no - nie można mieć wszystkiego!
Pewnie sobie pomyślicie "ale ona marudzi!". Tak, też tak myślałam, kiedy słuchałam praktycznie tego samego od koleżanki, która poszła tam rok wcześniej. Ale jestem w tej szkole już drugi rok i dokładnie wiem, o co jej chodziło.
No ale dość już mojego narzekania na szkołę, czas przejść (wreszcie) do części tematycznej. Mianowicie:
PRZYJAŹŃ INTERNETOWA
W sumie, to mogę to nawet pokazać na własnym przykładzie. 11 grudnia 2012 poznałam się z Zosią, dziewczyną, która mieszka daleeeeko ode mnie. Poznałam ją poprzez bloggera. Na swoim blogu z opowiadaniem zamieściłam mój numer skaypa, w razie, gdyby ktoś chciał się ze mną skontaktować w sprawie bloga. No i Zosia weszła na mojego bloga, zobaczyła numer no i tak się poznałyśmy na skaype. Gadamy do dzisiaj, nawet w tej chwili gadamy. Niedługo minie rok, odkąd się znamy, co więcej - przyjaźnimy. Bo owszem - mogę już nazwać ją przyjaciółką. Wiemy o sobie chyba prawie wszystko :) Nasi rodzice wiedzą o naszych kontaktach, moje przyjaciółki też. Gadamy przez telefon, przez kamerkę, były nawet całkowicie realne plany, żebyśmy się w wakacje spotkały, no niestety każda z nas miała wyjazdy w różnych terminach i nie mogłyśmy sie zgadać co do daty spotkania. Ale chyba mogę to nazwać przyjaźnią internetową.
Ale uważaj, rób to z rozmysłem i uważaj na fałszywych ludzi. Upewnij się, że osoba, z którą masz dobry kontakt, jest tą, za którą się podaje.
To w sumie tyle, jeśli chodzi o tego posta. Zdjęcia są sprzed kilku dni, bo dzisiaj nie miałam czasu ich zrobić ;c (TAK, WIEM, ŻE WIDAĆ GNIAZDKO KONTAKTOWE ;_;)
Papa! :*
Hehe, gniazdko kontaktowe zawsze spoko. :D
OdpowiedzUsuńOjoj, jak słodko. ♥
Ty moja przyjaciółko, ty. *-*
Przyjaciółko z pięknymi paczydełkami!
Oddaj mi je. :c