czwartek, 28 lutego 2013

Niecodzienna wersja baśni. Tytuł "Śpiąca Królewna"

Witam. :3
Dobra, wróciłam ze szkoły po tych ośmiu godzinach.. I mam serdecznie dość. Nie dość, że mam nudną klasę, to jeszcze ci nienudni z innych klas są chamami i debilami -,- (poza Zuzką i Domą) No ale mniejsza o to.
Dzisiaj na polskim czytaliśmy taki super extra tekst. Wiem wiem, dziwne, ale mnie się serio spodobał. Krótki, ale zaskakujący. Dlatego też postanowiłam go znaleźć i Wam tu wkleić. Nie przerażajcie się długością. proszę, bo tak naprawdę on nie jest wcale długi, w porównaniu do niektórych tekstów w moim podręczniku od polskiego.. Jeśli ktoś z Was ma go w podręczniku i już to czytał, to pytanko - podobało się? : )
Ok, no to czytajcie, potem stwierdzicie, czy fajne czy nie :D

Na łożu wśród kwiatów, pod wiekiem z kryształu – spała Śpiąca Królewna.
              Była piękna, dobra i rozumna, ale jej uroda, dobro i rozum spały razem z nią: Była, ale spała, więc jakby jej nie było. Tylko jej uroda ukazywała się przez wieko przeźroczyste, ale nie zalety jej charakteru. Od niepamiętnych czasów pogrążona we śnie, a życzliwe krasnoludki otaczały ją kołem, broniły przystępu zbójcom i dzikim zwierzętom. One wiedziały, że tylko Wędrowny Królewicz miał prawo zbliżyć się do niej. Ale nie było pewne, że Królewicz przyjdzie ani też, że nie przyjdzie.
              Jakaż więc była ich radość, kiedy pewnego majowego ranka zobaczyły wierne krasnoludki Królewicza, co wędrując, szczęśliwym trafem, zapuścił się w te okolice. „Tutaj! Tutaj!” – zaczęły wołać i już zdejmują wieko kryształowe.
              Zbliżył się Królewicz. Patrzy i widzi – jakże piękna jest ta Śpiąca Królewna. Ulegając przemożnemu odruchowi, nachylił się i złożył pocałunek na jej ustach bladoróżanych. Tak właśnie, jak było przewidziane.
              Królewna oczy otwiera, budzi się i widzi pochylonego nad nią Królewicza. Zarzuca mu na szyję ramiona, a krasnoludki dookoła tańczą z radości. A również z zadowolenia, że skończył się ich dyżur przy Królewnie i nareszcie będą mogły się zająć swoimi sprawami.
              Kiedy krasnoludki oddaliły się w podskokach, Królewicz nadal trwał w objęciach Królewny, a ona go obejmowała. Aż zaczęły go boleć plecy, nieznacznie przysiadł więc na krawędzi łoża kryształowego, lecz wciąż nad Królewną nachylony i wciąż przez nią obejmowany – zasadniczo pozycji zmienić nie mógł. Więc po jakimś czasie zapytał:
              - Co teraz będzie?
              - Teraz pozostaniemy tak na zawsze – odparła Królewna.
              - Na zawsze? – zdziwił się Królewicz.
              - Oczywiście. czy nie po to mnie obudziłeś, składając pocałunek na moich ustach bladoróżanych?
              - Ależ, Królewno moja, czy nas to nie znudzi?
              - Nie rozumiem, o czym mówisz. Przecież to jest szczęście.
              Stropił się Królewicz i już nie dyskutował, bo mu nie wypadało. Aż po jakimś czasie znowu spróbował, lecz tym razem starając się swój subiektywny punkt widzenia przedstawić niejako obiektywnie.
              - Widzisz, moja droga Królewno, subiektywnie najzupełniej się z tobą zgadzam, ale obiektywnie rzez przedstawia się tak: jestem Wędrownym Królewiczem, tak zaprogramowanym, to znaczy do tego przeznaczonym, żeby wędrować po świecie w poszukiwaniu Śpiących Królewien. Jak tylko jaką Śpiącą Królewnę widzę, zbliżam się i składam pocałunek na jej ustach bladoróżanych. Wtedy ona się budzi, ale co potem, to już nie jest w moim zakresie. więc mnie od początku w drogę by trzeba.
              - Jakich Śpiących Królewien?... Przecież to ja jestem Śpiąca Królewna.
              - O, tak! Oczywiście. To znaczy Królewna jak najbardziej, ale już nie Śpiąca. Ty już nie śpisz, podczas, kiedy inne, biedaczki, wciąż jeszcze pogrążone są w głęboki śnie i czekają na przebudzenie.
              - Jakie inne? – zapytała Królewna takim tonem, że Królewicz wolał już nie rozwijać tematu.
              - A, jakieś tam. Mniejsza z tym.
              Królewna poprzestała na tej niewystarczającej odpowiedzi, ponieważ – jako się rzekło – była rozumna. Więc tylko, teraz ona z kolei, postarała się przedstawić Królewiczowi swój subiektywny punkt widzenia niejako obiektywnie:
              - Masz rację, że jestem Królewną, ale już nie Śpiącą. Ale przecież to ty właśnie mnie obudziłeś i teraz już nie zasnę. Więc jeżeli teraz ty sobie pójdziesz i nie będę cię już trzymać w moich ramionach, to z kim mam być i co ze sobą zrobić?
              Zafrasował się Królewicz.
              - To jest rzeczywiście problem i coraz silniejsze mam wrażenie, że ta bajka jest fatalnie napisana. Autor zaprogramował nas w taki sposób, że wszystko się zgadza tylko do pewnego momentu, a  potem zaczynają się sprzeczności. Potrwajmy więc w tej pozycji, a może autor się zreflektuje, coś skreśli, coś doda, coś zmieni… I może rzecz się wyjaśni.
              Tak powiedział Królewicz, choć plecy bolały coraz bardziej, lecz rozumiał położenie Królewny i szczerze z nią sympatyzował. Trwali więc, lecz ani Królewna nie była szczęśliwa, bo nie miała pewności, że będą tak trwali wiecznie, ani Królewicz, bo nie był pewien, że tylko tymczasowo. Aż po pewnym czasie Królewicz tak się odzywa:
              - Zapalił bym sobie, ale mi się skończyły zapałki. Czy pozwolisz, że po zapałki sobie skoczę?
              - Ale czy wrócisz? – zapytała Królewna, ponieważ była mądra.
              - Oczywiście, że wrócę. Ja tylko po zapałki i z powrotem. Okropnie palić się chce.
              Zamyśliła się Królewna. Z jednej strony jej mądrość nakazywała jej sceptycyzm, z drugiej strony jej dobroć – a była dobra, jak się rzekło – sprawiała, że było jej żal Królewicza gnębionego głodem nikotyny. Jakże tu tak męczyć ukochanego. Więc powiedziała ze smutkiem, bo mądrość z dobrocią się  nie pogodziły:
              - Idź
              Poszedł Królewicz. Palić mu się rzeczywiście chciało i zapałek rzeczywiście potrzebował – więc pod tym względem był prawdomówny. Co do reszty... Miał nadzieję, że przy pomocy tej częściowej prawdy uda mu się zagłuszyć wyrzuty sumienia w sprawie całości. Bo cała reszta była kłamstwem. Więc Królewicz miał nadzieję, że częściową prawą odkupi w sumieniu swoim kłamstwo całościowe. Płonną, oczywiście.
              Jak płonna była to nadzieja, zaraz się przekonał. Bo za karę został zamieniony w żabę, w ohydną ropuchę. I tak długo ma ta ropuchą pozostać, aż według innej już bajki – spotka pewną Królewnę, która będzie miała aż tak dobre serduszko, że, nie zważając na ohydę płaza, złoży ustami bladoróżanymi pocałunek na jego zawrzodziałej mordzie. Wtedy dopiero z powrotem się w Królewicza zmieni.
No dobra, this is the end :D
Podobało się? Bo mi bardzo! Trochę dziwne, prawda? Ale ja osobiście podziwiam Sławomira Mrożka, który jest autorem tego dziwnego tekstu, za koncept i jego oryginalność. :)
Okej, to wyrażajcie się w komentarzach :>

Pozdrawiam ;*
~ Elmo ♥ 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz