czwartek, 14 lutego 2013

takie tam w Londynie *__*

Siema, tu pisze Elmo, tylko z konta Yogi, bo.. bo tak, jak to stwierdziła Yogi.. O_o
No a więęęęęęc.. Wróciłyśmy! I tak jak obiecałyśmy, piszemy posta :) Aaa właściwie ja.. Bo Yogi dostała świra od cukierków, które kupiła.. To jakieś takie dziwne, małe, niekształtne, kwaśne, kolorowe cukiereczki .. :D I teraz właśnie wysypała je do miski i pożera garściami :P
A ja jestem tu głównie po to, żeby napisać Wam, co tu, w Londynie, od wczoraj porabiamy.


Rano, koło 9.00, pojechaliśmy razem z tatą po Yogi i jej rodziców. A na stacji benzynowej niedaleko ich domu spotkaliśmy się z taką Julią i jej rodzicami. Przepakowywaliśmy walizki, i takie tam.. Bo wiecie, było głupie ograniczenie! Ileś tam kilo i ileś tam, chyba siedem, mogło być bagażu podręcznego.. Żaaaaaaaaaal, no nie!? I przy odprawie było tyyyle kłooopoootu! To z jednej walizki do drugiej coś nosiliśmy, to z plecaka do siatki, to jakieś soki i cała reszta. W końcu wyszło na to, że moja bielizna znalazła się u taty Yogi w plecaku, dwie bluzki u mojego taty chrzestnego, jedzenie u.. chyba cioci, kosmetyczka najprawdopodobniej też, ale nie jestem pewna... A w mojej walizce oprócz moich ciuchów znalazły się: ręcznik taty Yogi, bluza taty Yogi i klapki taty Yogi. :D
Dobra tam, potem był lot samolotem, ale tu nie ma co opisywać.. Bo to nie jest jakieś mega interesujące.
A tak ogólnie to zapomniałam wspomnieć, że jestem teoretycznie sama. Yogi jest z rodzicami, Jula też, a ja sama ;c No ale przynajmniej z Yogi ;* Iiiii reeeesztąąąąa... ;)
Taak, jak dolecieliśmy, to miałyśmy z Yogi zaciesz, że już jesteśmy w Londynie. No i nagle 'Buuuuum!' - ciocia nam oznajmiła, że jeszcze DWIE GODZINY taksówką do Londynu!
No dobra, pojechaliśmy (taksówkarz to polak) i w końcu zajechaliśmy przed jakiś sklep z słuchawkami i telefonami. Żółty sklep. No i obok były jakieś białe drzwi, ale były wciśnięte między dwa jakieś sklepy. I się kazało, że to nasze mieszkanie! W środku jest salon (gdzie śpi Julia i jej rodzice), kuchnia i łazienka (gdzie nikt nie śpi ;p) i na górze są dwie sypialenki - jedna moja i Yogi,  a druga rodziców Yogi. jak już się rozpakowaliśmy, to poszliśmy do restauracji. 25 metrów od naszego mieszkania. A to znaczy, że wystarczyło przejść na drugą stronę ulicy, żeby dostać się do restauracji. Następnie, kiedy już zjedliśmy, znowu poszliśmy do mieszkanka (bo tego nie da się inaczej nazwać xd) się przygotować.
Wyszliśmy. ZOBACZYĆ BIG BENA I LONDON EYE !!!!! AAAA !!!!!! No po prostu cudowne! Aż trudno uwierzyć, że dla londyńczyków to normalka, taki tam Big Ben.. Piękny widok *__* A z London Eye po prostu boooski! Bałam się, że wypadnę z tej kapsuły, ale udało mi się przeżyć :) I zdjęć jest mnóstwo, ale dopiero w następnym poście dodamy.

Potem wróciliśmy do mieszkanka. Około 23.00 (londyńskiego czasu) poszłyśmy spać :)
A dzisiaj wstaliśmy tak.. chyba około.. 9.00..? Zjedliśmy śniadanie i inne takie duperele. I wyszliśmy do metra. Po prostu NIENAWIDZĘ METRA ! AA ! Tłok, ścisk i w ogóle żaaaaal . xd No i tam sobie do muzeum naturalnego pojechaliśmy.. Wiecie, dinozaury i te inne sprawy .. ;p
Potem poszliśmy do.. restauracji..? Tak, chyba tak. I na pamiątki! Kupiłam pięć takich szłit długopisów (4 dla przyjaciółek, 1 dla mnie :]), 4 magnesy (dla dziadków i cioć) i taką fajna miniaturkę londyńskiego autobusu dla braciszka <3 A Yogi kupiła 3 długopisy. Potem poszliśmy do Hard Rock Cafe. I Yogi kupiła bialą bluzke z ich logo i przypinki. I poszłyśmy do muzeum takich fajnych gitar słynnych ludzi ze świata muzyki, typu The Beatles, Kiss, Bob Dylan itp.
Potem poszliśmy na Picadilly Circus, a stamtąd do China Town. na chińszczyznę, jednak była niedobra i nie dało się porozumieć z Chińczykami -,-
Potem jeszcze raz na pamiątki i kupiłam sweter z flagą Anglii a Yogi obramówkę na I Phone'a. :)
I do domku *__* bardzo się śpieszę z tym postem, ponieważ tata Yogi chce odzyskać kompa do napisania posta na swoim blogu O_o
Tak więc .. buziaczki dla wszystkich!
Pozdrawiam ;*
- Elmo <3

1 komentarz: